W październiku 2013 roku przy okazji ogłoszenia zmiany nazwy handlowej Chariot na (przejściową) Thule Chariot, szwedzki koncern zaprezentował nowy model dwuosobowej przyczepki rowerowej - sygnowany już wyłącznie jako Thule – Coaster, najtańszą przyczepkę w nowej kategorii produktów: Active with Kids.
Na pierwszy rzut oka nie jest to wcale nowość. Z wyglądu przypomina bowiem wycofany z oferty wysłużony i bardzo klasyczny (o sylwetce tradycyjnej przyczepki rowerowej) Chariot Cabriolet. Nie mam pojęcia, co stało za tą decyzją, ale może zaważyła dość myląca nazwa - wielu naszych klientów, powątpiewało, czy ten model w ogóle posiada dach … Tu się pojawiają pytania: jak Coaster tak zbliżony konstrukcyjnie do Cabrioleta może kosztować kilkaset złotych mniej, będąc jednocześnie pojazdem 2w1 (rower, wózek) i jakie wprowadzono zmiany, że po raz pierwszy przyczepka kanadyjskiego/szwedzkiego producenta znalazła się wśród produktów ze średniej półki cenowej.
Te najbardziej widoczne zmiany to: po pierwsze - likwidacja „skrzydełek”, do których można by dołączać akcesoria takie jak jogger, narty, zestaw trekking, po drugie - użycie innych tkanin i po trzecie – prostsze mocowanie dyszla rowerowego do przyczepki.
Thule Coaster to wyłącznie przyczepka 2w1. Dla niektórych może to być duże ograniczenie, nie będą już mogli z nią biegać, chodzić po górach, ani jeździć na nartach biegowych, ale dla większości użytkowników nie ma to większego znaczenia. Wózek i zestaw rower to przecież kluczowe cechy tego pojazdu.
Bardziej uderzającą zmianą są nowe tkaniny. W przyczepce Chariot Cabriolet, którego długo używaliśmy podłoga składała się z dwóch warstw materiału, w tym jednego wodoodpornego. W Coasterze tkanina na podłogę (ta sama zresztą, co na boki przyczepki) ma jedną warstwę, nie dane nam było wypróbować, na ile wodoodporną. Innym problemem może być jej wytrzymałość. Jak ten materiał napięty na dużej powierzchni podłogi zachowa się przy spotkaniu z wystającym z ziemi patykiem? To pytanie na razie pozostawiam bez odpowiedzi.
Koszty produkcji musiały również zostać obniżone w przypadku zamocowania dyszla rowerowego do przyczepki. Zabezpieczony jest on wyłącznie jedną zawleczką, podczas gdy standardem przymocowania tej części do pojazdu są dwie blokady (np. Croozer) lub trzy (Nordic Cab).
Po opisaniu modyfikacji teraz przyszedł czas na omówienie cech, które w przyczepkach tej klasy są standardem i nie ma potrzeby zajmować nimi więcej niż jednego akapitu. Przestrzeń dla dwójki dzieci to jak w większości przyczepek – 55 cm, podobnie kółka są odblokowywane na wcisk gumowej zatyczki. Dość standardowym dla przyczepek 2w1 – choć jeśli chodzi o Charioty, to kompletnie innowacyjnym - rozwiązaniem jest umieszczenie małego kółka wózkowego na dyszlu rowerowym o regulowanej długości. Schowanie części dyszla po odpięciu pojazdu od roweru ułatwia manewrowanie, a samo kółeczko przymocowane do dyszla jest blokowane zatyczką; zmiana pozycji góra-dół zajmuje chwilę. Możemy więc wygodnie przewozić kółko wózkowe ze sobą, by w razie potrzeby sprawnie zamienić przyczepkę w spacerówkę.
Z funkcją wózka łączy się nieodzownie kwestia hamulca postojowego. Thule Coaster jest w niego oczywiście zaopatrzony. Prosty mechanizm blokuje jednocześnie obie „zębatki”, znajdujące się po wewnętrznej części kół. To rozwiązanie jest zbliżone do użytego w poprzednim modelu Croozera (z sezonów 2010-2012) jednak lepiej przemyślane, bo nie istnieje niebezpieczeństwo zniszczenia poszycia przez „zębatkę”. Niestety zwolnienie hamulca wymaga pochylenia się, gdyż odległość między kołem a kabiną jest zbyt mała, by zmieściła się tam noga. Ale w sumie gorzej byłoby gdyby przyczepka była szersza, bo te 76 cm zapewnia przejazd przez większość drzwi.
Do średniej wielkości bagażnika Coastera wejdzie bez problemu wyposażenie na jednodniową wycieczkę. Tam też znajduje się system składania stelażu przyczepki – taki sam jak w pozostałych modelach serii turystycznej Thule Chariot. Złożenie przyczepki to łatwizna. Wystarczy wyciągnąć w jednym momencie dwie zatyczki i popchnąć ramę do przodu – jeden ruch, kilka sekund i przyczepkę można już chować do bagażnika samochodu.
W przyczepce Thule Coaster postawiono na komfort dziecka - wyściełane 5-punktowe pasy oraz miękkie siedzisko z gąbki przywodzą na myśl najbardziej luksusowe modele przyczepek. Tylko oparcie jest raczej siedzące niż leżące. Niestety nie mogę podzielić się doświadczeniem, czy maluchom opadają głowy podczas snu, bo naszych testerów ani na chwilę podczas wspólnych wycieczek nie zmorzył sen. Z całą stanowczością natomiast stwierdzam, że projektanci dbając o wygodę dzieci (zwłaszcza tych starszych) przeznaczyli bardzo dużą przestrzeń na nogi (30 cm od „ławeczki” do przedniej ścianki), dzięki czemu nawet dziecko o wzroście 120 pojedzie w nim w miarę komfortowo.
Prócz wygody zapewniono najmłodszym najwyższą gwarancję bezpieczeństwa. Najbardziej niezawodne kulkowe mocowanie, takie samo jak w najwyższych modelach Thule Chariot gwarantuje dziecku największą ochronę, gdy przewróci się rower rodzica. Przyczepka bowiem w taki wypadku nie ma żadnych szans by się przewrócić. Przyciemniane boczne szyby to kolejny ważny element rodem z najwyższych modeli.
Brak możliwości posadzenia na środku (po przepięciu pasów na środek) uważam za – co prawda drobną, ale jednak – wadę. Jeżeli jedzie tylko jedno dziecko, to siedzi po drugiej stronie niż dyszel. Myślę, że nie ma to wpływu na wywrotność przyczepki, ale po prostu dziecko siedzące na środku ma więcej miejsca z każdej strony. Inną kwestią jest rączka – według mnie pięta achillesowa większości przyczepek Thule Chariot. Nie ma tam pełnej regulacji, co jest na przykład standardem dla przyczepek Burley. W Thule Coasterze zmiana pozycji polega na wyjęciu lekko zakrzywionej rączki z ramy (co wcale nie jest proste, bo wciśnięcie dwóch małych zapadek i jej wyciągnięcie trochę trwa) i odwróceniu jej na drugą stronę. Kłopotliwe jest również naciąganie moskitiery, która jest zbyt wąska i łatwo zsuwa się z jednego boku przyczepki. Folię przeciwdeszczową uszyto już lepiej – bezpiecznie zakrywa cały przód wózka.
Z mniej istotnych drobnostek recenzowanej przyczepce brakuje mi również drugiej kieszeni wewnątrz kabiny i chociaż jednej w bagażniku. Słabo rozwiązano też sprawę odblasków, bo z boków są tylko kilkumilimetrowe paseczki (nie licząc światełek odblaskowe z przodu i z tyłu pojazdu).
Podsumowując, uważam Thule Coaster za udany debiut. Mimo, że część elementów wymaga dopracowania, to plusy (wygoda dziecka i wiele rozwiązań zapożyczonych z najwyższych modeli) przeważają nad minusami.